Igrzyska Śmierci
Wielki apartament, zawsze dobre jedzenie, wszelkie luksusy.
Mentor Nathaniela - Bear
Mentor Niny - Finnick
===
Winda otworzyła się. Dwoje młodych trybutów i dwoje mentorów, którzy zaczęli od razu mówić o apartamencie.
-Wszystko do waszej dyspozycji. Będziecie tutaj mieszkać aż do zakończenia szkolenia.-powiedział na wstępie Bear, idąc do salonu.
-Tutaj jest salon.-zaczął pokazywać Finnick-tutaj kuchnia, łazienki, a na górze wasze pokoje. Będziecie musieli się przyzwyczaić.-uśmiechnął się lekko, sięgając po winogrono leżące na stole.
Nathaniel nie mógł uwierzyć. Mając ręce w kieszeniach, rozglądał się po całej apartamencie, robiąc wolne kroki w kierunku sofy. Patrzył na sufit i na ściany, na meble. Delikatnie dotknął skóry sofy, siadając na nią. Westchnął.
-Nie do wiary..
Offline
Zrobiła kilka kroków przed siebie i przystanęła, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Jak ten ptak w złotej klatce...- stwierdziła cicho.
Podreptała do kuchni i wyjęła z szafki pierwszą rzecz, na którą trafiła. W pociągu nic nie jadła i teraz głód niemal zwalał ją z nóg. Usiadła przy stole i, zajadając się czipsami, spoglądała po kolei to na Natha, to na Finnicka, to na... Beara...
Offline
-Śmiało, częstuj się.-mruknął Finnick, pokazując na całą misę jedzenia na stole, zwracając się do Nathaniela. Ten nie mógł się oprzeć i również sięgnął po lepszą pierwszą rzecz, po szarlotkę dokładnie.
-Dzień pierwszy należy wyłącznie dla was. W apartamencie niczego wam nie zabraknie, nie możecie jednak wychodzić do Kapitolu. Jakoś wytrzymacie te pół dnia.-dokończył Finnick, znikając do łazienki.
Za to zaraz mruknął Bear, spoglądając na dwójkę trybutów:
-Niech jednak ten luksus was nie zmyli. Tam będzie naprawdę źle. Najważniejsze, to uzyskać sponsorów. Dobrze poszły wam rydwany, ale trening jest równie ważny.
Offline
Gdy tylko Bear wspomniał o sponsorach, zaraz dobiegł go głos Niny z kuchni.
-Jak?
Właśnie. Jak przekonać do siebie sponsorów?
Zgniotła opakowanie po czipsach i jednym celnym rzutem trafiła do kosza. Teraz zaczęła się raczyć jakimś słabszym alkoholem. Nie celowo. Nie wiedziała, że to alkohol, póki nie spróbowała.
Offline
Powiedzmy, że wino. Nathaniel zaraz złapał udko i zajadał się w najlepsze, ale cały czas patrząc uważnie na Beara.
-A więc..-zaczął Bear, ale zaraz dobiegł go głos Finnicka, wychodzącego z łazienki i spoglądającego na Ninę uważnym wzrokiem, zaraz jednak się uśmiechnął pod nosem i poszedł do salonu, olewając to wino. A może nie zauważył?
-Nie zaczyna się zdania od więc.
Bear jedynie westchnął i kontynuował dalej:
-Przede wszystkim, będziecie obserwowani na żywo przez sponsorów podczas treningu. Musicie się wykazać umiejętnościami, które przykują ich uwagę. Na końcu będziecie mieć solowy występ, i to jest wasza szansa. Po treningu przyjdzie też czas na wywiad przed publicznością. Wszelkie szczegóły omówimy przy następnych etapach, ale najważniejsze jest pokazanie się z najlepszej strony.
Nathaniel słuchał go uważnie, jedząc kurczaka, ale za chwilę skończył, oblizał końcówki palców i sięgnął jakichś sok.
-Z najlepszej strony..-mruknął cicho pod nosem, patrząc na fioletową ciecz i za chwilę spokojnie łykając.
Offline
-Wywiad przed publicznością, huh..?- powtórzyła pod nosem.
Nie da rady. Nie podliże się ani sponsorom, ani publiczności. Nie miała w sobie tego czegoś.
Westchnęła, odstawiając wino i w zamian sięgając po butelkę wody.
Jeśli sponsorzy odpadali... Nie, będzie musiała się postarać...
Odstawiła butelkę i odchyliła się na krześle do tyłu, spoglądając w sufit. Zaraz się popłacze i tyle z tego będzie.
Offline
-Na razie się tym nie przejmujcie. Jutro czeka was pierwszy trening. Za to dziś..-Finnick sięgnął i lampkę wina i uniósł ją nieco-wykorzystajcie luksusy ile sie da.-uśmiechnął się i poszedł do windy, popijając wino. Bear również wstał i skierował się do windy, ale szedł tyłem, by jeszcze coś powiedzieć:
-Póki co, zostawiamy was samych. Trzymajcie się.
I wyszli. Nathaniel siedział spokojnie, nieco tępo patrząc przed siebie. Zaraz się podniósł i, biorąc jabłko a drugą rękę chowając do kieszeni, stanął powoli w wejściu do kuchni. Patrzył na dziewczynę, jedząc jabłko. Bez słowa usiadł na blacie i rozmyślał.
-Co o tym wszystkim sądzisz..?-spytał spokojnie, jak gdyby nigdy nic.
Offline
-Sama nie wiem- odpowiedziała cicho- Jakoś nie mogę pogodzić się z myślą, że zginiemy.
Jakieś szanse zawsze mieli, mogli przetrwać nawet kilka dni. Ale myśl, że przeżyją Igrzyska, że oboje przeżyją była cholernie nierealna. Zwłaszcza, jeśli brać pod uwagę Zawodowców z pierwszych dystryktów. W starciu z nimi nie mieli większych szans.
Offline
Nathaniel siedział cicho. Siedział za nią, patrząc teraz jedynie na jej włosy.
-Szanse są.. jak jeden do dwudziestu czterech.-mruknął cicho, trzymając jabłko między nogami.-Czy ja wiem..na początku zawsze będzie lepiej współpracować, a później.. jakoś się potoczy.-mruknął, znów przystawiając jabłko do ust. Czy zginą? Oczywiście, że było na to z 70% szans, ale teorytycznie, szanse ma każdy. To w sumie od nich to zależy.. będzie musiał się wykazać, nie ma co.
Offline
-Lepiej nie... Może to i zwykła współpraca, ale człowiek się wciąga i zaczyna mu zależeć, a gdy mu zależy... będzie mu ciężej, gdy... jego sojusznik zginie...- mruknęła.
Sięgnęła po kolejną paczkę czipsów. W sumie już się najadła, ale lubiła jeść nawet wtedy, kiedy nie była głodna. I tak tyłek jej nie urośnie.
Offline
A uj że urośnie, ważne, że fajny.
-Nie jedz tyle, bo ci tyłek urośnie..-mruknął z lekkim uśmiechem, rzucając jednym celnym rzutem ogryzek do kosza. Potem usiadł na krześle obok niej i tak samo odchylił się do tyłu, patrząc w sufit.
-Może z tym wciągnięciem masz racje, ale.. jakoś trzeba sobie pomagać..
Offline
Skinęła głową.
-Jeśli ktoś ma wygrać to dobrze byłoby, gdyby to było jedno z nas...- stwierdziła.
Po chwili milczenia odwróciła głowę w jego kierunku tak, że odległość między ich twarzami była... określ sam, panie mg.
-Masz do kogo wrócić?
Offline
Tak z 2 metry?
Plus minus półtora..
No dobra, kilkanaście. Centy. Metrów.
Chłopak spoglądnął na dziewczynę, zastanawiając się. Po chwili spokojnie rzekł:
-Właściwie to nie. Jestem sierotą, to raz, a dwa, nie mam dziewczyny. Jestem sam.. i może dlatego aż tak nie przejmuję się tymi całymi igrzyskami..-wzruszył ramionami i przekręcił lekko głowę. Zmarszczył nieco czoło.
-A co będzie, jeśli.. obydwoje na końcu zostaniemy przy życiu?
Offline
-Wtedy... Jedno z nas będzie musiało zabić drugiego. Znasz zasady...
Spojrzała mu w oczy. Tak naprawdę nie chciała go zabijać. Nie chciała nikogo zabijać. Ale musiała, żeby przeżyć. Tylko jak długo..?
-Będziemy mieć niesamowite szczęście, jeśli dotrzemy do końca...
Offline
-Niby ta..-spojrzał w dół, po czym znów w górę,w jej oczy. Cmoknął sobie ustami, jakby rozmyślał o tym, co teraz powie.
-Ale..to trochę dziwne-uśmiechnął się lekko, łapiąc za kark-ale mam nadzieję, że jeśli już, to zginę przed tobą. Nie sądzę że mógłbym później zabić kogoś ze swojego Dystryktu.
Offline